Jakoś tak się zdarza, że często przyjemność z tworzenia kompozycji jest o wiele większa niż późniejsza radość z jej rezultatów.

Dopóki utwór jest jeszcze nieskończony i można go rozwijać na wiele różnych stron, dopóty drzemie w nim jakaś tajemnicza moc. Z czasem utwór krystalizuje się i staje się jedyną obowiązującą wersją, a wszystko pozostałe co było w procesie twórczym zostaje odrzucone.

Czasem to się sprowadza do tego, że trudno nadać kompozycji optymalną formę.

Podobnie było w przypadku poniższej fotki. Jej rezultat pod względem artystycznym może i nie jest imponujący, ale przynajmniej było dużo zabawy przy wyjmowaniu, ustawieniu, przesuwaniu i chowaniu tych płytek.