W celu zastrzeżenia praw autorskich do kompozycji na płycie trzeba spisać fortepianówki, czyli uproszczone wersje zapisu nutowego utworów. Z bliżej niezrozumiałych względów nie wystarczy sam zapis fonograficzny (który prawdę mówiąc zawsze jest precyzyjniejszy). Czym są wersje uproszczone, to w zależności od osoby znaczy co innego. Niektórzy twierdzą, że wystarczy sama melodia i funkcje. Gorzej jak w niektórych utworach nie ma wyraźniej linii melodycznej albo akompaniament pełni ważną rolę.
Oczywiście kompozycje w studio były nagrywane z głowy i nigdy specjalnie nie było potrzeby ich spisania, bo jeszcze pamięć nie szwankuje. Tym bardziej, że każdy z utworów przy kolejnym wykonaniu charakteryzuje się pewnymi elementami dowolności interpretacyjnej czy też improwizacji…
Teoretycznie można nagrać utwór i później zaimportować MIDI do edytora nutowego. Tylko, że np. jeśli się zmienia metrum to już sporo rzeczy się nie zgodzi. Podobnie z tonacjami. W dodatku trzeba zagrać bardzo dokładnie, żeby rytm się w miarę zgadzał. Jak są jakieś drobne różnice to używa się kwantyzacji, ale ona nie do końca rozwiązuje problem, a zdarza się że połowa materiału przenoszona jest w niewłaściwe miejsca w czasie. Zasadniczo przy gęstej partyturze więcej jest wtedy poprawiania, niż korzyści z zastosowania tej metody.
Zdecydowałem się wprowadzać nuty po kolei, za pomocą klawiatury sterującej i na bieżąco kontrolować partyturę. Trochę z tym zabawy, ale idzie do przodu. Ponadto można też dzieląc pięciolinię na grupy rozgraniczyć głosy, co jeśli jedna ręka gra zarówno ważne dźwięki oraz dopełniające ułatwia czytelność takiej partytury. A akurat to, że np. w lewej ręce są dźwięki basowe, grane palcami dolnymi (4,5), oraz dopełnienie grane palcami górnymi (1,2,3) pojawia się w sporej liczbie utworów z płyty.