Przez Belgię
- sobota 22 września 2018
- Zostaw komentarz
W drogę!
Na dobry początek przejeżdżamy praktycznie przez samo centrum Brukseli mijając wcześniej poznane rejony starego miasta. Dostęp do rynku jest odgrodzony i najwyraźniej szykuje się tam jakieś lokalne święto. Stopniowo droga się oddala od centrum wiodąc ku rubieżom metropolii centralnej stanowiącej w istocie odrębny Region Stołeczny Brukseli. Ponownie wkraczamy w Region Flamandzki zostawiając Walonię na kolejne wyjazdy.
Początkowo droga wiedzie wzdłuż głównej wylotowej drogi krajowej. Niby z boku specjalny pas rowerowy, ale w praktyce jazda nie do końca komfortowa z uwagi na duży ruch. Do Gandawy nawigacja proponuje 2 trasy. Jedna w całości wiedzie wzdłuż ruchliwej drogi, druga zaś w połowie odbija na mniejsze miejscowości, częściowo wzdłuż kanałów. Jest jeszcze autostrada i to teoretycznie ona powinna przejąć cały ruch, ale tak nie jest więc mimo, że nadrabiamy kilometrów wybieramy trasę dłuższą, ale spokojniejszą. Przy okazji też trafiamy dwukrtotnie na zawody kolarskie – w tym kraju kolarstwo cieszy na pewno olbrzymim zainteresowaniem.
Droga z Brukseli do Gadnawy, jak przystało na „klasyczną” trasę rowerową po Flandrii, zawierała niewielkie odcinki po bruku. Wydaje się, że do kalendarza zawodów jesiennych warto by było dodać jeszcze kolejny klasyczny wyścig – z przyczepką…
Przy okazji testujemy też nowe oznakowanie – tuż przed dotarciem do Brukseli w etapie II urwała się pomarańczowa „firmowa” chorągiewka. Początkowo planowałem dokupić zapasową, ale ostatecznie postanowiliśmy wykorzystać pozostający patyk i materiały odblaskowe które wcześniej nabyliśmy. Tak też powstał nasz nowy, wesoły „towarzysz podróży”.
W Gandawie akurat odbywa się akcja „123Piano”, polegająca na wystawieniu fortepianów do gry w kilku miejscach publicznych. Najwyraźniej akcja cieszy się sporą popularnością, bo szukając osób kontaktowych w Gandawie od kilku z nich słyszymy o tej akcji. Nasz gospodarz Frank zaproponował zagranie właśnie w jednym takim miejscu, przy ratuszu pod dość nowoczesnym łukowatym sklepieniem (wzbudzającym niemało kontrowersji wśród mieszkańców z racji na istotny kontrast względem zabytkowej zabudowy starówki).
Tego dnia odbywał się też bardzo popularny w mieście festiwal Jazz in’t park promujący uznanych belgijskich artystów, więc po moim występie poszliśmy obejrzeć lokalne gwiazdy, które rzeczywiście grały bardzo ciekawie. Potem Frank pokazał nam Gandawę nocą pozostawiając na rano jedno ciekawe miejsce związane ze świeckimi misjonarkami, które niegdyś żyły w otwartym osiedlu o charakterystycznej białej zabudowie.
Frank jako zapalony rowerzysta pojechał zresztą z nami spory kawałek drogi nad rogatki miasta i jako nauczyciel miał sporo ciekawych opowieści do przekazania.Droga znów miała wieść obo kanałów. Tym razem dobitnie przekonaliśmy się jak to jest jechać pod wiatr, bo tego dnia warunki były naprawdę mało sprzyjające. Ostatnią większą miejscowością na trasie było Kortwijk, gdzie akurat odbywał się duży uliczny festiwal. Trochę pospacerowaliśmy po uliczkach, jednak zdecydowanie bardziej do gustu nam przypadła regeneracja w modnej knajpce nad kanałem z wygodnymi leżakami.
Mimo, że w niedzielę zarówno w Belgii jak i Francji sklepy są pozamykane, to nadejście granicy sygnalizowane było właśnie przez wzmożony ruch turystyki konsumpcyjnej. Chcieliśmy zrobić pamiątkowe zdjęcie przy tabliczce w miejscu dawnego przejścia granicznego, ale oba kraje postanowiły nieiformować o własnym końcu ani początku. Ciężko było wyczuć przy którym domu dokładnie przebiegała dawniej granica. Takiego przejścia pomiędzy 2 krajami jeszcze mi nie było dane zobaczyć. Tak też kończy się nasza przygoda z Belgią i szykujemy się na nieznane, uprzedzeni że we Francji z drogami rowerowymi może być różnie…